VI Niedziela zwykła
(rok A)
Mt 5, 17-37
Medytacja na VI niedzielę zwykłą
Jest kilka takich fragmentów ewangelii, których się boję. Takich, w których Pan Jezus ostro przegina. Bardzo wiele wymaga, bardzo wiele żąda. I tak jest dzisiaj. Bo dzisiaj pokazuje nam kilka przykazań, śrubując ich wymagania bardzo wysoko. I mało tego, cała liturgia Słowa bardzo mocno akcentuje wartość przykazań. Podejrzewam, że u wielu pojawia się pytanie: Ale po co? Po co być układnym, ładnym, moralnym katolikiem? Co to daje?
Czytając to Słowo, dzisiaj mam tylko taką odpowiedź. Bo one dają wolność. Idź drogą przykazań, a będziesz wolny. One są prawdziwą mądrością. Ciekawy paradoks. Przykazania się kojarzą z ograniczeniami. Zwraca na to nawet uwagę święty Paweł w drugim czytaniu i antyfona przed ewangelią. Droga przykazań nie wydaje się mądra, wydaje się drogą dla prostaczków. A jednak… jest polecana jako prowadząca do wolności. Tytuł pierwszego czytania powie nam, że do wymagającej wolności. No dobrze, to na czym ta wolność polega? Dla mnie na tym, że jestem wolny = mogę wybrać dobro. Zło, a więc łamanie przykazań… zamyka, jakoś zniewala. Dzisiaj słowo woła – nie daj się! Nie daj sobie zabrać zdolności do bycia dobrym. Ogromne zadanie. Dzieją się różne rzeczy, a w tym… są potrzebni ludzie, których ciągle stać na dobro.
Ale w jaki sposób zło nas zniewala? Przyjrzyjmy się słowom Jezusa. Spojrzałeś na kobietę pożądliwie… już się dopuszczasz cudzołóstwa. I co? Grzech i tyle? To jest za proste. I za mało zrozumiałe. Odbierasz sobie zdolność kochania tej osoby. A to niewola. Mąż oddala żonę. Tylko grzech? Aż grzech. Naraża ją na cudzołóstwo. Naraża ją na utratę czystości, na utratę tej zdolności bycia dobrą. Jesteś z kimś skłócony, kogoś obrażasz. I co w tym złego? A no może to, że to wiąże ręce. Kto się pokłócił z kimś bliskim na dłużej… wie, o czym mówię. O tym się myśli, to nie daje spokoju. Tak można spojrzeć na całość przykazań. Nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, nie przysięgaj fałszywie. Nie obciążaj się. Bądź wolny. Szczególnie jakoś brzmią mi te słowa, gdy przypominam sobie pierwsze przykazanie. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Podobno dosłowniej te słowa brzmią: „Niech nic nie stoi między Moją twarzą a twoją”. Ten jest zdolny do dobra. Bo się wpatruje w Boga, w Najwyższe Dobro. I nie pozwala niczemu tego obrazu zasłonić. Nic nie wchodzi między Boga a niego samego.
Warto myślę dzisiaj się przyjrzeć temu, jak brzmi to słowo. Jak wielką wolnością tchnie. Tu chyba szczególnie wracam do pierwszego czytania. Bóg jest nieskończenie zdolny do dobra. Szanuje nas, bardzo szanuje. I przy okazji chce, żebyśmy dali radę. Uwaga! Bo On wie, że Ciebie i mnie stać na więcej. I wierzy w to. Trzeba nam się dzisiaj trochę wystraszyć tego, że my możemy naprawdę marnować dobro. Że możemy sobie dać związać ręce.
Przychodzi mi do głowy każdorazowa eucharystia. Przyjmujemy Jezusa, Boga… i co dalej? On wylewa ogrom łask. A moje serducho może po prostu stać otępiałe. No tak… i jakoś dziwnym trafem jakoś tego dobra mało. Bo jest spora szansa na to, że coś je wiąże. Więc dzisiaj proś. O to, żeby Bóg przykazaniami rozwiązał Ci ręce. Proś o to, żebyś był zdolny do dobra. Żeby nic i nikt Cię nie zatrzymał w byciu dobrym. Bo w tej dobroci to my raczej nigdy nie przegniemy.
Medytację przygotował al. Paweł Strojewski SAC